7916, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
BARBARA PARKER ARIA DLA ZDRAJCYCzymże jest kłamstwo? Prawdš w przebraniu.Lord Byron Don Juan (tłum. Edward Porębowicz)1swiatła Miami widziane od strony Atlantyku wyglšdajš jak sznur klejno-;ów na wšskiej krawędzi stałego lšdu pomiędzy bagnem a wodš. Powyżej, na czystym zimowym niebie pulsuje krystaliczny blask gwiazd.Gail Connor dotrwała do chwili, gdy cadillac jej narzeczonego wtoczył się wreszcie na prom, po czym poprosiła, żeby otworzył dach. Chciała popatrzyć na niebo. Zdjęła szpilki i stanęła na siedzeniu.- Dokšd się wybierasz, bonboncita!- Boże, jak tam pięknie!Powiew wiatru wzburzył jej włosy. Mocniej otuliła się szalem z kaszmirowej koronki. Prom wpłynšł do kanału i wzišł kurs na południe obok posterunku straży nadbrzeżnej. Woda chlupotała miarowo. Parę zapomnianych wištecznych choinek migotało jeszcze w oknach bloków na South Beach, dalej Atlantyk wtapiał się w ciemnoć.Tego wieczoru miało się odbyć dobroczynne przyjęcie w operze w Miami. Gail od niedawna pracowała tam jako radca prawny. Jej matka należała do rady nadzorczej - co odegrało tu znacznš rolę - ale Gail mogła się pochwalić odpowiednimi kwalifikacjami: osiem lat w najpopularniejszej firmie prawniczej na Flagler Street, a potem praca we własnej kancelarii. Ostatecznym argumentem była propozycja powięcenia operze pięćdziesięciu bezpłatnych godzin pracy na rok. To miejsce idealnie nadawało się do nawišzywania nowych znajomoci. Dzi Gail miała dwa bilety wstępu na wieczornš imprezę - dla siebie i osoby towarzyszšcej. Osobš towarzyszšcš był oczywicie Anthony Quintana, który zdšżył się już wyzbyć zdziwienia na widok trzydziestoczteroletniej kobiety, swojej narzeczonej, która zrzuca buty i wystawia głowę przez szyberdach, żeby podziwiać widoki.Do przystani prowadziła szosa widokowa, biegnšca z miasta na południowy kraniec Miami Beach. Przepisy wymagały, by pasażerowie pozostali w swoich pojazdach, ale samochodów było tak niewiele - najwyżej tuzin -że Gail mogła bez przeszkód obserwować zbliżajšcš się Fisher Island. Lubiła spoglšdać na znajome widoki z nowego punktu widzenia.Poczuła ciepłš rękę, obejmujšcš jej kolano.- Dobrze się bawisz? - Anthony przechylił się, by spojrzeć przez szy-berdach. Widziała wycięcie jego białej koszuli i czarnš jedwabnš muszkę.- Najlepiej na wiecie. Jest pištek. Karen wróci dopiero w niedzielę. Nie mam żadnych spraw, żadnych klientów. Nic nie zepsuje mi weekendu. -Pogłaskała stopš jego udo. - Co robisz potem?Umiechnšł się łobuzersko.- Que chevere. Ludzie patrzš.- Przeszkadza ci to?- Nie. Chyba mi zazdroszczš.Gail wykonała skomplikowany manewr wliznięcia się z powrotem do samochodu, straciła równowagę i padła mu na kolana, zaplštana w szal, z zadartš spódnicš, zanoszšc się miechem. Anthony przytulił Gail do siebie, nie pozwalajšc się ruszyć, odwrócił jej twarz ku sobie. Chłodne powietrze wyziębiło jej skórę; jego usta wydawały się bardzo goršce. Wreszcie pucił kobietę i lekko niš potrzšsnšł.- Jeste wariatkš, wiesz o tym?- A ty to uwielbiasz. Gdyby mnie nie było, siedziałby sam jak palec i zamartwiałby się.- Ach, tak? Włanie, że nie. Bawiłbym się jak szaleniec. Tańce, przyjęcia. ..- A ja nie zabieram cię na przyjęcia? Dzi będziesz miał szczęcie posłuchać Thomasa Nolana.- Co to za jeden?- Co to za jeden? Słynny piewak. Ten z Tonights entertainment.- A, rzeczywicie. Przypominam sobie.- Kłamca. -Wygładziła klapy jego smokingu. -Nie przejmuj się. Wejdziemy, zrobimy dobre wrażenie i uciekniemy.- To po co w ogóle idziemy?- Ponieważ, kochanie, nie byłoby dobrze, gdyby na przyjęciu nie pojawił się ich prawnik. Wiesz? Sama przewodniczšca rady zadzwoniła, żeby się upewnić, czy przyjdę. Rebecca Dixon. Poznalicie się w foyer przed recitalem Hvorostovsky'ego, pamiętasz? Brunetka, mnóstwo brylantów...- Tak, tak. Czego chce?- Nie wiem. Nie spotykamy się prywatnie, więc musi chodzić o jakie sprawy opery. - Gail przesunęła się na fotel pasażera i przekrzywiła ku sobielusterko wsteczne. Ciemnopłowe włosy opadły jej na twarz, nie czynišc wielkiej szkody fryzurze.- Rebecca Dixon. - Anthony wystukiwał rytm na dwigni biegów. - Kiedy Rebecca Sanders. Poznałem jšna uniwersytecie w Miami. Chodziła z moim kolegš.Gail wyjęła szminkę.- Znasz jš? Czemu nic nie powiedziałe, kiedy was sobie przedstawiałam?- Czasami ludzie nie chcš być zapamiętani. Zresztš może ona mnie nie pamięta.- Niewierze. -Gail zamknęła torebkę. -Wkażdymrazietwojadawnazna-joma oraz jej mšż podarowali operze dwiecie pięćdziesišt tysięcy dolarów.- Alaba 'o\ Kim on jest? A może to jej pienišdze?- Nie, jego. Lloyd Dixon. Właciciel lotniczych linii transportowych, tak mi się zdaje. Ćwierć miliona. I jak wyglšda przy tym moje nędzne pięćset dolców? - Uniosła się i obcišgnęła wšskš spódniczkę. - Daję ci słowo, że nie zostaniemy tam długo, ale naprawdę muszę się pokazać... poznać paru bogatych klientów. Tobie to dobrze, jeste wietnie ustawiony.- Ale ja spotykam moich klientów w więzieniu, nie na przyjęciach dobroczynnych.Prom przybił do brzegu. Anthony opucił szybę i podał strażnikowi cel ich podróży. Na południu wyspy znajdował się klub, niegdy zimowa rezydencja Vanderbiltów. Tuż przy wejciu witały goci kwitnšce pnšcza i marmurowa fontanna. Anthony oddał kluczyki lokajowi; weszli do rodka. Już w wykładanym drewnianymi panelami korytarzu dobiegły ich dwięki fortepianu, deszcz nut, i głęboki głos, piewajšcy co po włosku. Poszli, kierujšc się w jego stronę.W drzwiach sali balowej Gail szepnęła:- Przeczekajmy, aż się skończy.Anthony dyskretnie położył rękę na jej poladku.- Nie zabawimy tu długo. Mam plany na resztę wieczoru. Umiechnęła się, kazała mu być cicho i otworzyła drzwi w chwili, gdyw sali wybuchły oklaski. Gocie byli na ogół w rednim wieku, w smokingach i fantazyjnych sukniach. Większoć siedziała przy stolikach z drinkami i przystawkami. wiatła były przygaszone, tylko piewak i jego akompania-tor stali w jasnym kręgu. Gail i Anthony przeszli pod cianš i znaleli sobie miejsca w głębi sali.Rozległ się wstęp do następnej arii i po chwili salę wypełnił dwięczny bas baryton Thomasa Nolana. piewak miał trzydzieci parę lat, był ubrany w czarnš jedwabnš marynarkę i biały golf. Gęste jasne włosy cišgnšł w kucyk, jeszcze bardziej uwydatniajšc mocne, męskie rysy twarzy. Był wysokii szczupły; na scenie, ubrany w kostium, musiał się prezentować oszałamiajšco. Wszystkie kobiety wydawały się bliskie omdlenia z zachwytu. Należy dodać, że zachwyt ten podzielało także paru mężczyzn.- O mio sospir soave, per sempre io tiperdei!Na stoliku leżał porzucony przez kogo program. Gail podniosła go i znalazła przekład tekstu. O, moje łagodne tchnienie życia, straciłem cię na wieki. .. Nolan piewał dobrze... nie, wspaniale. Teraz pożałowała, że nie zdšżyła na czas.- Ah, per sempre io tiperdei, fior d'amore, mia speranza... Straciłem cię na zawsze, kwiecie miłoci, moja nadziejo...- Podoba ci się? - szepnęła do ucha Anthony'emu.- Bardzo. - Objšł jš ramieniem, wtuliła dłoń w jego rękę. Na palcu serdecznym miał obršczkę, rodkowy był pusty. Do niedawna nosił na nim masywny platynowy piercień ze szmaragdem, tak idealnie pięknym, że nawet nie wydawał się ostentacyjny. Tego wieczoru, gdy poprosił jš o rękę, zdjšł go i wrzucił niedbale do kieszeni, mówišc, że pragnie nosić tylko zwykłš złotš obršczkę. Gail była zdziwiona tym nagłym odwrotem od upodobania do efektownej biżuterii, dopóki nie przypomniała sobie, skšd wywodzi się jej narzeczony.Przez całe swoje czterdziestodwuletnie życie Anthony miotał się między skrajnociami, rzadko zatrzymujšc się porodku. Rodzina jego matki, wyrafinowana i bogata, mieszkała w Hawanie; jego ojciec pochodził z biednych guajiros z rolniczej częci Kuby. Tuż po rewolucji matka uciekła wraz z rodzicami i dwojgiem z czworga dzieci. Nieszczęliwy przypadek sprawił, że Anthony i jego siostra znaleli się poza domem w dniu, kiedy jego rodzina musiała uciekać. Prawie całe dzieciństwo spędził w prowincji Camagiiey, upalnej, równinnej krainie pól trzciny cukrowej. Wydostał się z Kuby w wieku lat trzynastu, dzięki astronomicznym łapówkom, zapłaconym przez rodzinę matki. Od tego czasu, lekceważšc prawo USA, wiele razy wracał do kraju, by odwiedzić ojca i siostrę, lecz obiecał Gail, że nigdy się tam nie osiedli na stałe, nawet kiedy sytuacja na Kubie ulegnie zmianie. Jego życie było już gdzie indziej.Gail oparła się o jego ramię, poczuła oddech Anthony'ego we włosach, przelotne dotknięcie warg na skroni. Po zakończeniu ostatniej arii zerwały się burzliwe oklaski; niektórzy słuchacze bili brawo na stojšco. Thomas Nolan kłaniał się głęboko. Stopniowo oklaski ucichły, a gocie podeszli do piewaka, żeby zamienić z nim parę słów.Gail nie zdšżyła się nawet odwrócić, by wzišć szal i torebkę, gdy jej ramienia dotknęła jaka delikatna dłoń.- Gail? Tak mylałam, że to ty. - Obok niej stała Rebecca Dixon, szczupła kobieta w powiewnej sukni ze złotego jedwabiu. Ciemne włosy miała10ułożone w skomplikowany kok, urodę łabędziej szyi podkrelały wiszšce kolczyki. - Jest też pan Quintana! Miło mi znowu pana spotkać. Jestem Re-becca Dixon.- Naturalnie. - Ucisnšł jej dłoń. - Wspaniały występ. Bardzo się cieszę, że Gail mnie ze sobš zabrała.Gail przyglšdała się im, zastanawiajšc się, ile wiedzieli o sobie nawzajem.Anthony objšł jš w talii.- Jestemy zaręczeni, zamierzamy się pobrać. Gail, powiedziała o tym pani Dixon?- Powiedziałam wszystkim. Rebecca rozemiała się dwięcznie.- To prawda, i wcale się jej nie dziwię. Gratulacje! A teraz, jeli pan pozwoli, porwę na chwilę Gail ze sobš. Ale najpierw przedstawię pana moim przyjaciołom, więc nie będzie się pan czuł tak zupełnie opuszczony.- Dziękuję, ale to nie jest konieczne. Widzę tu znajome twarz... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cichooo.htw.pl