7982, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Andrzej Augustyniak �� � � Wyznanie���Przesy�am redakcji do ewentualnego wykorzystania ten maszynopis. Jest on wyznaniem anonimowego autora. Anonimowego i bardzo samotnego, d�wigaj�cego swoj� tajemnic�. Ka�da pr�ba jej wyjawienia jest r�wnoznaczna z pos�dzaniem o chorob� psychiczn�. A mo�e jest to rzeczywi�cie wytw�r chorego umys�u? Jednak nie na tyle chorego, aby by� bezkrytycznym. Zdaj� sobie spraw� z faktu, �e publiczne wyznanie tego, co tu napisa�em, r�wna�oby si� ko�cowi mojej pracy naukowej, a tym samym ko�cowi moich marze� o udowodnieniu tego, co zawarte jest w mojej tajemnicy. Ale wierz�, �e coraz bli�szy jest dzie�, w kt�rym b�d� m�g� przekaza� ludziom jej tre��. Do tego czasu samotnie musz� nosi� jej brzemi�. To wyznanie, niezale�nie jak b�dzie potraktowane, czy jako science fiction, czy jako majaczenia chorego, pe�nego uroje� umys�u, pozwala mi przynajmniej w cz�ci zrzuci� ci�ar mojej tajemnicy.���Zawsze najtrudniej jest zacz��. Najlepiej wi�c chronologicznie.���Wok� pewnego starego czerwonego s�o�ca kr��y�a planeta, na kt�rej �y�a pot�na cywilizacja. Jej rozw�j by� wszechstronny, jak�e odmienny od ziemskiego. Trudno w paru s�owach odda� ho�d tej wspania�ej cywilizacji. Ale nie jest to sprawa, o kt�rej chc� pisa�. Cywilizacja ta od kilkudziesi�ciu lat �y�a w ci�g�ym strachu. Jej s�o�ce zbli�a�o si� do ko�ca swojej ewolucji. By�o wi�c niestabilne. W ka�dej chwili grozi�o wybuchem jako Nowa. Czym to grozi nie tylko dla planet kr���cych wok� takiej gwiazdy, ale i dla planet pobliskich uk�ad�w gwiezdnych, nie musz� m�wi� nikomu, kto cho� troch� zna si� na astronomii. Wiadomo by�o, �e gwiazda wybuchnie. Nie wiadomo by�o tylko kiedy. Uczeni stwierdzili, �e czas gwiazdy dobieg� ko�ca. te ka�da chwila, ka�dy rok s� darowane przez los. W skali czasu astronomicznego liczba tych lat by�a tak ma�a, �e mie�ci�a si� w granicach przypadku. W skali �ycia cywilizacji by�y to lata walki o przetrwanie. A przetrwa� mo�na by�o tylko poprzez migracj� na inn� planet� w odleg�ym uk�adzie gwiezdnym. C� z tego, �e mo�na by�o si� przenie�� na pobliskie planety, kr���ce wok� innych s�o�c tej samej gromady kulistej, a odleg�ych o tygodnie czy miesi�ce �wietlne. Wybuch uniemo�liwi �ycie na wszystkich planetach gromady. A dalszy Kosmos by� nieznany. Wynik�o to z faktu, �e nie podejmowano dalszych lot�w. Czemu mia�y s�u�y�, skoro wok� by�o wiele gwiazd do zbadania? A te inne, le��ce poza gromad�, znajdowa�y si� tak daleko, �e ich eksploracja by�a bezcelowa. Czas trwania takiej eksploracji by� zbyt d�ugi. Zbyt d�ugi do chwili, kiedy zrozumiano, �e �ycie musi opu�ci� gromad� gwiezdna lub musi ulec unicestwieniu. Rozpocz�to walk� z czasem. Zdobyto si� na gigantyczny wysi�ek. Skonstruowano i wyposa�ono kilkadziesi�t gwiazdolot�w, kt�re sukcesywnie wysy�ano w przestrze� kosmiczn� w poszukiwaniu planety, na kt�rej mo�na by �y�, na kt�rej mo�na by stworzy� nowa ojczyzn�. Wiedziano jednak, �e trud ten jest niepewny, �e mo�e nie starczy� czasu, aby znale�� taka planet�. Musia�a spe�nia� tyle warunk�w, �e znalezienie jej by�o znikomo ma�o prawdopodobne. Planeta ta musia�a by� stosunkowo ma�a, aby grawitacja nie by�a zbyt du�a. Ale nie zbyt ma�a, gdy� doprowadzi�oby to do utraty atmosfery gazowej. Temperatura na powierzchni musia�a umo�liwi� istnienie wody w stanie ciek�ym. I wreszcie atmosfera koniecznie musia�a zawiera� jako g��wne sk�adniki azot i tlen, a dla podtrzymania mechanizmu oddychania konieczne by�y bodaj �ladowe ilo�ci dwutlenku w�gla, itd., itd. Wszystko to czyni�o przedsi�wzi�cie niezwykle trudnym.���Wys�ano nas (dlaczego pisz� "nas", zrozumiecie po przeczytaniu dalszego ci�gu) do znacznie mniejszego i m�odszego s�o�ca ni� nasze. Znajdowa�o si� w odleg�o�ci kilkuset ziemskich lat �wietlnych. By�o interesuj�ce, gdy� mimo oddalenia i samotnego po�o�enia na kra�cu galaktyki, analiza jego ruch�w wskazywa�a na obecno�� uk�adu planetarnego.���By�a to prawda. Po wej�ciu w obr�b tego uk�adu stwierdzili�my istnienie bogatego i zr�nicowanego uk�adu planetarnego. W du�ym oddaleniu od macierzystej gwiazdy kr��y�y olbrzymie planety. Nie interesowa�y nas, mimo �e analiza nie wyklucza�a mo�liwo�ci istnienia na nich wy�ej zorganizowanych form �ycia. Nie nadawa�y si� po prostu do naszych cel�w. Wewn�trz orbity najwi�kszej planety znale�li�my, obok pasa szcz�tk�w jakiego� cia�a kosmicznego, cztery planety. Poza pierwsza wszystkie nas interesowa�y, gdy� w przybli�eniu mo�na by�o oczekiwa�, �e znajdziemy tam warunki, jakich szukali�my.���Mo�ecie wyobrazi� sobie nasza rado��, gdy na trzeciej znale�li�my to, czego szukali�my. Bujne �ycie, obfito�� tlenu i wody. Temperatura wprawdzie na wi�kszo�ci obszaru troch� za niska, ale w pasie r�wnikowym odpowiednia, grawitacja zbli�ona do tej, jaka panowa�a na naszej planecie. Po przeprowadzeniu wst�pnych bada� z orbity i po szybkim zredagowaniu komunikatu o efekcie naszych poszukiwa� i wys�aniu go na nasza planet�, bez dalszych bada� postanowili�my l�dowa�. Na orbicie stacjonarnej pozostawili�my jedynie bezza�ogowa sond�, kt�ra mia�a by� stacja przeka�nikowa. Stacja ta reagowa�a na fale radiowe o okre�lonej d�ugo�ci, przesy�aj�c je dalej w kierunku odbiorcy. Podczas manewru l�dowania dostali�my si� w pole nie wykrytego wcze�niej bardzo silnego promieniowania, otaczaj�cego pasami planet�. Nasze przyrz�dy, nie przygotowane do takiej sytuacji, zawiod�y. Przej�cie r�cznego sterowania (tak, mieli�my i r�ce) uratowa�o wi�kszo�� za�ogi przed �mierci�, jednak nasz kosmolot uleg� praktycznie zniszczeniu. Po wydostaniu si� z kosmolotu, ubrani w skafandry poszli�my na rekonesans. Zewsz�d otacza�o nas �ycie. Bujna ro�linno��, nies�ychanie zr�nicowane przejawy �ycia zwierz�cego. Wkr�tce otoczyli nas tubylcy. W najog�lniejszym zarysie przypominali nas, kosmonaut�w. Jednak ich poziom umys�owy, jak nam si� wtedy zdawa�o, by� bardzo niski. Pr�bowali nas zaatakowa�. Przestraszeni nasz� broni�, uciekli.���Stan naszego kosmolotu nie pozwala� �ywi� nadziei na jego rekonstrukcj�. Zbudowanie nowego w tamtych warunkach nie by�o mo�liwe. Bez przemys�u, odpowiednich urz�dze�, technologii, surowc�w, bez dostatecznej ilo�ci ludzi, kt�rzy mogliby podo�a� wymaganiom stworzenia od zera statku kosmicznego...���Pozosta�o nam czeka�. Czeka�, a� impuls z nasz� wiadomo�ci� dobiegnie do naszego uk�adu s�onecznego, zostanie odebrany, wys�ana zostanie odpowied�, a w �lad za ni� kolejno pod��� kosmoloty z ewakuuj�c� si� cywilizacj�. Wyznaczyli�my dok�adn� dat�, bior�c pod uwag� pr�dko�� rozchodzenia si� fal elektromagnetycznych, od kiedy mo�emy oczekiwa� odpowiedzi. Przy d�ugo�ci naszego �ycia wi�kszo�� z nas mog�a do�y� tej chwili. Postanowili�my nie tylko czeka�, ale i przygotowa� si� na spotkanie.���Dosy� szybko nauczyli�my si� porozumiewa� z tubylcami. Ich prymitywny j�zyk nie stanowi� w tym przeszkody. Stwierdzili�my te�, �e mimo niskiego poziomu wiedzy, tubylc�w cechuje niewiarogodna wr�cz zdolno�� uczenia si�. Zacz�li�my uczy� ich od podstaw. Budownictwa, rzemios�a, podstaw matematyki. Byli poj�tnymi uczniami. Szybko stawali si� lud�mi w naszym rozumieniu tego s�owa. Nasze dzia�anie u�atwia� fakt, �e wytworzyli w stosunku do nas kult religijny. Dzi�ki temu byli�my nietykalni, nasz autorytet by� ogromny. Z czasem zacz�li�my realizowa� zadania monumentalne. Przygotowali�my kosmodrom, postawili�my piramidy o kszta�tach geometrycznych. By�y one nie tylko dobrym poligonem w nauczaniu ludzi, ale tak�e zwi�ksza�y si� szans�, �e kiedy kosmolot przyb�dzie, za�oga zauwa�y nasze wytwory.���Nocami po ci�kiej pracy przy pogodnym niebie cz�sto patrzyli�my na te okolice niebosk�onu, gdzie by�o nasze s�o�ce. T�sknota, ale i nadzieja powodowa�y, �e nast�pnego dnia wstawali�my ch�tnie do ci�kiej pracy.���I nagle sta�o si�. Na niebie rozb�ys�a supernowa. Przera�enie, nadzieja, �e mo�e to nie ta. Niestety, by�a to nasza gwiazda. Wed�ug wcze�niej przygotowanych prognoz wiedzieli�my, �e na naszej planecie po kilkunastu minutach zacz�y wrze� oceany. Po dw�ch godzinach kr�g eksploduj�cego s�o�ca poch�on�� nasz� planet�. Nasza ojczyzna przesta�a istnie�. A czas od nadania naszego komunikatu by� zbyt kr�tki, aby m�g� zosta� odebrany. Stali�my si� kosmicznymi rozbitkami bez ojczyzny. Nieznane nam choroby, niska temperatura, prymitywne istoty wok� nas, z kt�rymi nic nas nie ��czy�o poza zewn�trznym podobie�stwem. Z dnia na dzie� stracili�my sens i cel naszej pracy. Dot�d zjednoczeni wsp�lnym celem, teraz rozdzielili�my si�. Stawali�my si� dla siebie coraz bardziej obcy. Do naszych intryg zacz�li�my nawet wci�ga� tubylc�w.���Coraz bardziej samotni, dziesi�tkowani przez choroby, coraz bardziej zdemoralizowani. Nie podj�li�my walki o przetrwanie. Nasze potomstwo nie przystosowane do miejscowych prymitywnych warunk�w nie mia�o szans prze�ycia, tak jak i wasze wsp�czesne dzieci by ich nie znios�y. Powoli wykruszyli�my si�. Tak ko�czyli si� bogowie, mimo �e tubylcy nadal oddawali nam cze�� bosk�.���Tylko ja nie podda�em si�. Stworzy�em plan, kt�ry nast�pnie konsekwentnie realizowa�em. Przyuczy�em tubylc�w do obs�ugi pewnej aparatury, kt�ra ocala�a z katastrofy. Tu� przed moj� �mierci� tubylcy mieli umie�ci� m�j m�zg w specjalnym pojemniku, nast�pnie pojemnik ten dobrzy ukry�. Pojemnik ten dzi�ki w�asnemu j�drowemu zasilaniu oraz samoodnawiaj�cemu si� uk�adowi biochemicznemu pozwala� przetrwa� m�zgowi w stanie aktywnym jeszcze przez bardzo d�ugi czas. Niestety, przystawki zmys�owe pojemnika by�y zniszczone.���Organizm zako�czy� funkcjonowanie, m�zg rozpocz�� aktywne, �wiadome trwanie. Trwanie bez zmys��w, jedynie z mo�liwo�ci� telepatycznego nawi�zania kontaktu z otoczeniem, Do tego potrzebne by�o jednak pole telepatyczne. Mog�o ono powsta� tylko wtedy, gdy w pobli�u umiera� jaki� organizm. M�zg umieraj�cego wytwarza� pole, dzi�ki kt�remu mo�na by�o nawi�za� kontakt z trwaj�cym m�zgiem.���Tubylcy, z kt�rymi wsp�pracowa�em, szybko stali si� kap�anami. Jednak po mojej �mierci poczuli si� zagro�eni. Aby p... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cichooo.htw.pl